Nina Wu to film, który opowiada o doświadczeniu bycia aspirującą, rozwijającą się aktorką filmową. Scenariusz został napisany przez odgrywającą główną rolę Wu Ke-xi i stanowi kondensację doświadczenia pracy wielu kobiet, które przez męskocentryczny przemysł filmowy i system producencki (i nie tylko) były (i wciąż są) traktowane jak przedmioty[1].
Tytułowa Nina, utalentowana aktorka ignorowana dotychczas przez twórców dużych produkcji, zajmująca się głównie statystowaniem w mniejszych filmach i działalnością influencerską, dostaje możliwość zagrania głównej roli w obiecującej produkcji. Nina zostaje przytłoczona niewyobrażalną presją fizyczną i psychiczną, której proces kręcenia filmu okazuje się zaledwie początkiem.
Podobnie jak spora ilość badaczy i filmoznawców chciałbym, by w kinie pojawiało się jak najwięcej twórczyń i artystek podejmujących tematy kobiece. Kiedy zajmuje się tym mężczyzna, często można odnieść wrażenie hipokrytyczności. W końcu dlaczego beneficjent systemu, w którym mężczyźni czują się jak pączki w tłuszczu, miałby przejmować się losem swojej bohaterki – poza tym, że temat prawie na pewno chwyci?
Midi Z potrafił jednak sprawić, że jego film kupuję w ciemno. Po pierwsze, na własnej skórze przeżył odrzucenie najpierw przez świat filmowy (długa i skomplikowana droga do rozpoczęcia kariery – Midi Z m.in. pracował na budowie, aby zarobić na szkołę filmową), a później przez mainstream (problemy finansowe, niedogadywanie się z producentami mimo niezłej rozpoznawalności w filmowym świecie). Twórca doskonale zna więc uczucie wyobcowania i poczucie bycia widzianym przez innych jako ten gorszy.
Po drugie, jeśli kogoś nie przekonuje argument personalny, reżyser w pierwszej – opowiadającej o produkcji – części filmu przyjmuje perspektywę, można powiedzieć, dokumentalizującą. Rejestruje i zapisuje przejścia bohaterki wykorzystywanej na różne sposoby przez mężczyzn – reżyser nadużywający swojego statusu, by legitymizować przemoc, praca z samymi niemal mężczyznami, etc. Autotematyczna obecność kamery na ekranie zbliża widza do doświadczenia bohaterki i zdaje się mówić: patrzcie, tak jest, tak wygląda praca aktorki.
Po trzecie, twórca świadomie nawiązuje do kina gatunkowego – a nawet kina gatunku – krytykując wzór kobiety-histreryczki. Ninę Wu ogląda się jak klasykę włoskiego kina grozy, giallo: pastelowe kolory, przemoc, budowanie napięcia na zagadce. Widzowie przypomną sobie filmy Dario Argento i Mario Bavy, wąskie krwisto-czerwone korytarze skojarzą się natomiast ze Stanley’em Kubrickiem. Nie zabraknie też bardziej dosłownych nawiązań (np. znamienny numer pokoju hotelowego jednoznacznie kojarzony z tytułem pewnej ekranizacji Stephena Kinga).
W kinie, do którego Midi Z nawiązuje, kobiecy strach jest histeryczny, a zatem może być czytany jako motor kreujący świat przedstawiony. W Ninie Wu jest odwrotnie. To pełen przemocy świat – a nie wewnętrzne problemy bohaterki – powoduje szaleństwo (swoją drogą brawurowo zagrane przez Wu Ke-xi).
Nina
Wu to nie tylko wyraźny głos w sprawie równouprawnienia kobiet i mężczyzn i
demaskowania systemowych mechanizmów przemocy, lecz również ostro ironiczny
prztyczek w nos wielkiemu przemysłowi filmowemu, który nie dopuszcza świeżych
artystek i artystów do głosu, utrwalając szkodliwe i nieaktualne wzorce.
[1] I to na każdym etapie produkcji filmu. Od, jak to ujmuje jedna z bohaterek, „systemu wymiany” – angaż za seks – przez bezlitosną eksploatację kobiecego ciała (np. przez zabiegi kosmetyczne, ściśle określoną wagę, itd.), po efekt końcowy, czyli zaspokojenie wiecznie głodnych męskich spojrzeń.