Amerykański dokumentalizm boi się nudy chyba jeszcze bardziej od Wernera Herzoga. Co najmniej połowa prawie dwugodzinnej Zbrodni + kary Stephena Mainga to zaaranżowane sytuacje i wyreżyserowane scenki. I choć dla europejskiego widza takie podejście nie zawsze będzie atrakcyjne, to obraz pochodzącego z Nowego Jorku twórcy szuka uwagi głównie na swoim rodzimym podwórku. Chcąc dotrzeć do szerszej publiczności, pewnie nie ma innej drogi – przy ważnym temacie można wybaczyć walkę o atencję nawet popularnymi środkami.
Celem Mainga jest zwrócenie uwagi społecznej na problem opartej na systemie kwotowym polityki nowojorskiej policji. Mimo zakazu stosowania owego systemu (obowiązującego od 2010 roku), policyjni zwierzchnicy zmuszają funkcjonariuszy do wyrabiania odpowiednich norm ilościowych, tłumacząc wysoką ilość aresztowań, uniewinnień i wycofywania zarzutów (za procesy, kaucje i postępowania płacą oczywiście obywatele, zapewniając wielomilionowy względem roku dochód do ratusza miejskiego), prewencją przestępczości.
Udaje się twórcy zachować odpowiedni dystans, przy jednoczesnej bliskości zarówno do szczytu hierarchii policyjnej (kamera nie raz znajdzie się tuż przy głównym komendancie), jak i rodzącej się w szeregach instytucji opozycji, ruchów etnicznych i sympatycznego detektywa-byłego policjanta, pracującego nad sprawami niewinnych, wielokrotnie i bezprawnie zatrzymywanych przez funkcjonariuszy ludzi. Widzowie nie odniosą wrażenia, że Maing stoi po konkretnej stronie barykady, nawet mimo że w oczywisty sposób ci, którzy dzierżą władzę, ustawiają się w kolejce do nominacji na negatywnych bohaterów.
Niezależnie od swojego – dziennikarskiego w duchu – prowadzenia retoryki za pomocą czystych faktów, Zbrodnia + kara opowiada nie tylko o zakłamaniu miejskich, nowojorskich polityków i ich porządkowej ręki, lecz również o ukrytym mechanizmie represji o zabarwieniu etnicznym i rasowym. Oto wcale nie jest tak, że służby policyjne składają się wyłącznie z białych mężczyzn. Już pierwsza scena filmu – uroczystość ślubowania nowych funkcjonariuszy – łamie to wyobrażenie. Wśród świeżo upieczonych mundurowych, ujrzymy także twarze o innej od białej karnacji. Będzie ich mniej, ale wyraźnie zaznaczą swoją obecność.
Choć nie taki był główny zamiar reżysera, jego film gdzieś na marginesie opowieści o potrzebie ustawodawczej interwencji w sprawie funkcjonowania służb miejskich i ich niesprawiedliwym skupieniu na mniejszościach etnicznych, ujawnia sposób, w jaki działa neoliberalny system, pod płaszczykiem tolerancji próbujący ukryć swoje prawdziwe intencje. Najczęściej aresztowani, według statystyk przedstawionych w filmie ponad 5 razy częściej od białych, będą przedstawiciele mniejszości (mowa tu o bezprawnych aresztowaniach bez nakazu i solidnego powodu). Co najbardziej przerażające, do przeprowadzania ograniczenia wolności obywateli zmuszani są funkcjonariusze pochodzący z mniejszości – i to właśnie oni rozpoczną nierówną, choć sprawiedliwą, walkę ze skorumpowanym molochem.
Zbrodnia + kara jest nieśmiałym głosem nadziei dla szczątkowego, i z każdym rokiem malejącego, zaufania do służb mundurowych nie tylko w Stanach. Emblematyczna jest scena spotkania i próby trudnej współpracy przedstawicieli mniejszości z wewnątrz-strukturalną opozycją w policji. Mimo poczucia niechęci i braku zaufania, obie strony zdają sobie sprawę, że współpraca może przyczynić się dla wspólnego dobra.
Czy tę nierówną walkę można wygrać bez rozbiórki systemu? Raczej nie, jak słusznie sugerują pełne niechęci głosy w tle rozmowy mniejszości z policjantami. Mimo wszystko, w tak skostniałym politycznie społeczeństwie, drobne złagodzenie podejścia do obywatela wciąż może mieć ogromną wartość i być może to jedyne, na co można liczyć.
Kadr z filmu – materiały prasowe Watch Docs.