
Zarodniki grzyba i ciastko z ziołami
Kiedy ogląda się jakiś reżyserski debiut lub styka się z twórcą lub twórczynią po raz pierwszy, ryzykuje się niewypałem. Da się to przełknąć, to loteria. Ale kiedy idzie się na film – nawet mimo sygnałów ostrzegawczych – kogoś, kogo się zna, lubi i ceni, a potem ten film okazuje się klapą, to tak, jakbym i ja poniósł porażkę.

Nie przeproszę się z panem Khavnem
Pamiętam, jak kilka lat temu na Nowych Horyzontach pokazywany był film Zrujnowane serce, wcześniejsze dzieło filipińskiego, niezależnego artysty. Obecny na festiwalu Khavn przywitał wtedy widzów seksistowską tyradą o tym, że wszystkie widzki na sali są kurwami, a wszyscy mężczyźni gangsterami, którzy mają te kurwy ujarzmiać. I sama poetyka tego nietrafionego wywodu i film, były obliczone na ciężki szok.

O kobiecie, która przeskoczyła przez płot
Idąc na Na jej barkach spodziewałem się generycznego, typowo sundance’owego, ładnie nakręconego (ładne filmy o brzydkich problemach – i problemów w ten sposób się nie wyczyści i obraz przyjemny nie będzie) dokumentu o kolejnym wariancie indywidualnego dochodzenia do sukcesu (w tym wypadku pokojowej Nagrody Nobla dla Nadii Murad).

To nie jest typowy Smarzol
Dobry film krytykujący działanie jakiejkolwiek wielkiej instytucji publicznej zwraca uwagę nie tylko na problem, lecz również poszukuje jego źródła. Tym, co łączy większość zaangażowanych produkcji rzekomo „atakujących” Kościół, jest pokazywanie zepsucia, które dla tej instytucji stało się chlebem powszednim, czymś tak naturalnym jak oddychanie.
Dlaczego uważam, że piąty sezon BoJacka Horsemana jest co najmniej świetny?
Piąty sezon pokazuje, że BoJack już dawno wyszedł poza ramy zwykłej projekcji-identyfikacji. To nie tylko ciążąca nad bohaterem odpowiedzialność, którą w końcu trzeba podjąć, ale też rozliczenie z przeszłością. Rozliczamy się ze wszystkimi twarzami animowanego konia, jak również z naszą własną dyspozycją jako odbiorców serialu – i szerzej – kultury.