#RozmawialiśmyO (4): Warszawskim Festiwalu Filmowym
Rozmawialiśmy o 34. edycji Warszawskiego Festiwalu Filmowego, o zachowaniu dyrektora festiwalu, Stefana Laudyna i o tym, jak chcielibyśmy, by festiwal wyglądał w przyszłości.
Rozmawialiśmy o 34. edycji Warszawskiego Festiwalu Filmowego, o zachowaniu dyrektora festiwalu, Stefana Laudyna i o tym, jak chcielibyśmy, by festiwal wyglądał w przyszłości.
Kiedy ogląda się jakiś reżyserski debiut lub styka się z twórcą lub twórczynią po raz pierwszy, ryzykuje się niewypałem. Da się to przełknąć, to loteria. Ale kiedy idzie się na film – nawet mimo sygnałów ostrzegawczych – kogoś, kogo się zna, lubi i ceni, a potem ten film okazuje się klapą, to tak, jakbym i ja poniósł porażkę.
Tym razem Babak Jalali próbuje przedstawić doświadczenie pozornie dalekie od jego własnej autopsji. Rzecz już nie o imigrancie (jak w Radio Dreams), lecz o mieszkających w zakurzonym i zapuszczonym rezerwacie rdzennych mieszkańcach Ameryki Północnej.
Diamantino jest zdecydowanie jedną z kuriozalnych perełek pokazywanych na tegorocznej edycji Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Portugalski film ogląda się trochę jak kolaż filmików na youtube, zmodyfikowanych dodatkowo przez zdolnego, internetowego artystę.
Pamiętam, jak kilka lat temu na Nowych Horyzontach pokazywany był film Zrujnowane serce, wcześniejsze dzieło filipińskiego, niezależnego artysty. Obecny na festiwalu Khavn przywitał wtedy widzów seksistowską tyradą o tym, że wszystkie widzki na sali są kurwami, a wszyscy mężczyźni gangsterami, którzy mają te kurwy ujarzmiać. I sama poetyka tego nietrafionego wywodu i film, były obliczone na ciężki szok.
Film został oparty, według opisu, na tzw. „autentycznych doświadczeniach” przedsiębiorczych przyjaciół Lidonga. Jak zmierzyć „autentyczność” takiego doświadczenia? Jak wygląda doświadczenie nieautentyczne? Czy istnieją media, które nie powstają w oparciu o doświadczenia?
Idąc na Na jej barkach spodziewałem się generycznego, typowo sundance’owego, ładnie nakręconego (ładne filmy o brzydkich problemach – i problemów w ten sposób się nie wyczyści i obraz przyjemny nie będzie) dokumentu o kolejnym wariancie indywidualnego dochodzenia do sukcesu (w tym wypadku pokojowej Nagrody Nobla dla Nadii Murad).
Dobry film krytykujący działanie jakiejkolwiek wielkiej instytucji publicznej zwraca uwagę nie tylko na problem, lecz również poszukuje jego źródła. Tym, co łączy większość zaangażowanych produkcji rzekomo „atakujących” Kościół, jest pokazywanie zepsucia, które dla tej instytucji stało się chlebem powszednim, czymś tak naturalnym jak oddychanie.
Piąty sezon pokazuje, że BoJack już dawno wyszedł poza ramy zwykłej projekcji-identyfikacji. To nie tylko ciążąca nad bohaterem odpowiedzialność, którą w końcu trzeba podjąć, ale też rozliczenie z przeszłością. Rozliczamy się ze wszystkimi twarzami animowanego konia, jak również z naszą własną dyspozycją jako odbiorców serialu – i szerzej – kultury.