Site Loader

Kino gatunkowe samo w sobie, jak zdążyliśmy się już przekonać, może stanowić świetne narzędzie krytyczne, komentujące i silnie odnoszące się do rzeczywistości. Widzieliśmy to na przykład w Bez przebaczenia (1992, Clint Eastwood), w którym klasyczny western odbija się w krzywym zwierciadle, ujawniając własne absurdy, grzeszki i przemilczenia („kowbojskość” zostawia głęboką ranę, zabijanie nie jest takie oczywiste, zło i dobro nie są takie jasne, itd.).

Tego rodzaju zabawy przechodzą renesans we współczesnych serialach, które skądinąd stały się niezwykle ciekawym medium, będącym gdzieś pośrodku – między kinem masowym a kinem artystycznym, między kasowymi produkcjami, płodami systemu producenckiego a elitarystycznym kinem festiwalowym. Seriale łączą w sobie coraz lepszą jakość (techniczną, reżyserską, aktorską), charyzmatyczne historie z dużym polem do popisu dla twórców oraz – jak pokazuje przykład serialu od Netfliksa, o którym chcę napisać – cenny ładunek ideologiczny.

Damnation korzysta z westernu[1], który obok kina gangsterskiego jest gatunkiem nie tylko wymyślonym w Stanach, lecz również za pomocą którego Stany się widzi oraz o Stanach się myśli. W tym serialu rysowanie motywów odbywa się prosto i wdzięcznie – mamy małe miasto i okoliczne farmy (i wynikający z tego podział na klasę robotniczą i małomiasteczkową aspirującą drobną burżua oraz tych, którzy są dużo wyżej i trzymają władzę – właścicieli, biznesmenów, kapitalistycznych bogaczy). Mamy człowieka naznaczonego przeszłością (pastor), który stara się pomagać lokalnej wspólnocie i budzić wśród robotników ducha walki z niesprawiedliwymi cenami, organizując blokady i strajki i budując podwaliny pod rewolucję. Do miasta przybywają też inni, szukający zemsty, konflikt rysuje się więc szybko i koniec końców każdy musi wybrać swoją stronę. A wszystko kręci się wokół tytułowego potępienia – czy da się uciec przed przeszłością? Czy można się zmienić? Czy można zmienić świat? Czy można wybaczyć najgorszemu wrogowi?

Przy tym wszystkim twórcy serialu nie boją się ideologii, nie boją się otwarcie mówić o niesprawiedliwości[2] w Stanach (oczywiście można projektować to na ogólną niesprawiedliwość) i porównywać sytuację historyczną (rok 1930, wielka depresja, kryzys, zadłużanie, brak środków do życia), choć ubraną w fikcyjną fabułę, do sytuacji współczesnej (czy kryzys z 2008 roku w ogóle się skończył?, zadłużanie, stawanie przed wyborem albo zjem albo kupię leki, trudność z utrzymaniem rodziny nawet przy pracy na kilka etaty, itd.). Mówienie o kwestiach socjalnych w Stanach wciąż jest potwornie trudne, o ile w ogóle możliwe w popularnym obiegu. Stąd ta prosta parabola jest iście szelmowska. Nie dość, że twórcy podejmują się krytyki kapitalizmu, wyraźnie rysując podział na dobrych (biednych) i złych (bogatych), odwołując się do ludzkiej przyzwoitości (momentami dzieje się to w duchu moralitetu), to jeszcze robią to za pomocą rodzimego gatunku, komentując w ten sposób kondycję amerykańskiej tożsamości.

Damnation rozbiera na części filary władzy, ukazując społeczeństwo, które jest kontrolowane za pomocą kapitału. Obrywa się mediom, które są narzędziem manipulacji, ale również którymi można manipulować. Dostaje się służbom porządkowym (urząd szeryfa), które dbają o swoje interesy i reelekcję. Nie omija to także finansjery, dla której liczy się utrzymanie wysokiego zysku, bez względu na ludzkie życie. Ale najwięcej miejsca na krytykę poświęcone zostało dla mitycznej wręcz dla Amerykanów postaci pioniera. Dla tych ludzi, którzy służą tzw. „postępowi”, wprowadzanemu od razu i na siłę i służącemu interesom niewielu. Dla ludzi, którzy zamienili trud kolonizacyjny (i – przy okazji – niszczenie społeczności tubylczych), budowę osiedli w ciężkich warunkach, itd., na kolonizację powodowaną chęcią zysku. Kolonizację klasy pracującej. W końcu łatwo się nią zająć (wysiedlić, zmanipulować, kupić, etc.), jeżeli tylko ma się pieniądze.

To wszystko nie jest jednak takie ponure, bowiem pozostawione zostało światełko nadziei. Jest nim samoorganizacja, solidarność i wspólna walka – najpierw o sprawiedliwe ceny towarów, a potem może o więcej. Krótko mówiąc, o ludzką godność.

Serial pokazuje, że ten tzw. „amerykański sen” dla znakomitej większości jest koszmarem. I ten koszmar staje się coraz bardziej widoczny, bańka sielanki i złudzeń pęka. To już nie jest tak, jak w otwierającej lynchowską Blue Velvet z 1986 roku scenie, w której tuż pod obrazkiem jak z bajki znajduje się zepsucie. Po ponad 3 dekadach od tamtej słynnej sceny, zepsucie jest już widoczne na pierwszy rzut oka. I na pierwszy rzut oka widać, że należy z nim walczyć, póki nie jest na to za późno.


[1] Można tutaj wspomnieć Westworld, który również koresponduje z amerykańskością, z kowbojskim duchem, ze stosunkiem do Innego, z pionierstwem, z amerykańskim snem, itd.

[2] Nie boją się nawet tego magicznego słowa, które działa na wielu jak straszak… Komunizm!

Liked it? Take a second to support me on Patreon!
Become a patron at Patreon!

Mateusz Tarwacki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Patreon

Wesprzyj mnie na Patreonie!
Become a patron at Patreon!

Kinogawęda

Współprazuję z:

Laura Przybylska
Laura Przybylska

Archiwa