Site Loader

Wybuch pandemii koronawirusa jest niewątpliwie wydarzeniem dziejowym – nie mającym precedensu na tak wielką skalę we współczesnym świecie. Nie chodzi nawet o samą chorobę, będącą realnym zagrożeniem dla osób o obniżonej z różnych przyczyn odporności,  stanowiącą olbrzymie wyzwanie dla infrastruktury medycznej i będącą testem dla odpowiedzialności rządów poszczególnych krajów i ich obywateli.

W kropce znalazła się gospodarka. Giełdy zanotowały spadek notowań o wiele większy niż w czasach przedednia kryzysu ekonomicznego 2008 roku (który całkiem przekształcił światowy układ sił rynkowych, dając z kolei rozwojowego kopa rozpędzającym się Chinom). Zalecenie przebywania w domowej kwarantannie nie jest czymś, co – mimo żałosnych krzyków co poniektórych – godzi w duże firmy, lecz przede wszystkim we wszystkich „zwykłych” ludzi, którzy nie mają zabezpieczenia finansowego. W osoby pozostające na śmieciówkach, we freelancerów, w cały sektor kultury i nauki, w robotników sezonowych, w olbrzymią ilość ludzi, którzy wynajmują mieszkania i żyją od wypłaty do wypłaty, w małych przedsiębiorców, w jednoosobowe firmy, itd. Co więcej, ci, którzy muszą pracować, są zagrożeni: czy to ze względu na głupotę swojego szefostwa, brak odpowiednich zaleceń, brak zabezpieczeń, jeżeli chodzi o higienę.

Jak w tej sytuacji mają odnaleźć się najbiedniejsi? Co, jeśli wzrosną ceny podstawowych produktów – gonione wielkim kapitałem przez koncerny żywnościowe, które płaczą wobec nawet najmniejszego skaleczenia? Czy państwo, które potrafi zadeklarować pomoc dużym, zadba też o jednostki? Czy bańka gospodarki walutowej jest w stanie wytrzymać napór gorącego powietrza szybko rozprzestrzeniającej się choroby?

Można poczuć w tym wszystkim atmosferę zmieniającego się świata. Niezależnie od tego, czy uda się ograniczyć skutki wirusa stosunkowo szybko i będzie można wrócić do w miarę normalnego życia, czy problem potrwa o wiele dłużej, niż wszyscy przewidujemy, świat będzie wyglądał inaczej, kiedy pandemia dobiegnie końca.

Koronawirus a klimat

Jak pokazuje doświadczenie poprzedniego kryzysu ekonomicznego, czasowe wstrzymanie produkcji i zamknięcie fabryk, powoduje realny spadek emisji gazów cieplarnianych do atmosfery. Choć Chiny – coraz lepiej radzące sobie z epidemią – powoli wznawiają produkcję, skutki spowolnienia ekonomicznego mogą potrwać miesiące lub nawet lata. Być może nastąpi efekt jojo i potrzeba konsumpcji, która zacznie doprowadzać Europę do frustracji, sprawi, że rynek ruszy ze zdwojoną siłą (a może przeżywające zastój komunikacyjny państwa, powrócą do formuły klaustrofobicznej produkcji narodowej?).

Tak czy inaczej, sytuacja przypuszczalnie potrwa długo, a chwila wytchnienia, którą nieoczekiwanie dostał klimat może – o ile zostanie wykorzystana przez władze – być cennym przesunięciem deadline’u katastrofy klimatycznej na później, dając niezwykle potrzebny czas na rozwój zielonej energii.

Cyfrowe życie

Wycofanie ludzi do domów prowadzi do tego, że życie publiczne, chcąc nie chcąc, przenosi się do świata wirtualnego. Edukacja i kultura znalazły się w krytycznej sytuacji. Pojawiają się pytania – czy owo przesunięcie sektora do Internetu (sytuacja będzie postępować, jeśli pandemia potrwa dłużej) pociągnie za sobą upadek i zamknięcie instytucji kultury? Jak mają radzić sobie artyści (zaznaczę: ci młodzi, rozwijający się, a nie gwiazdy, które i tak mają za co żyć), których działania nagle straciły popyt?

Inna sprawa, że obecna sytuacja wznawia na wpół zakopaną wątpliwość: dlaczego mielibyśmy płacić za sztukę w sieci, skoro i tak bardzo dużo dzieł jest dostępnych za darmo? Jak w ogóle rozpoznać tę „wartościową sztukę”? Jak wspierać tych artystów, którzy naprawdę tego potrzebują? Więcej, sporo instytucji udostępnia w tej sytuacji sztukę za darmo. Jak skłonić ludzi do wsparcia, kiedy większość z nich sama jest obciążona kryzysem?

Co by się stało, gdyby przeniesienie sektora do Internetu okazało się stałe? Tysiące pracowników kultury musiałoby dokonać swego rodzaju przebranżowienia, wskakując do tego samego worka, który mieści i patostreamerów, i wszelkiego rodzaju coachów, i barwny świat teorii spiskowych – a do tego, kultura musiałaby znaleźć klucz, dzięki któremu mogłaby w tym kotle się przebić.

Obraz jest wyjątkowo szeroki i na swoje miejsce w tym tekście zasłużyli wszyscy, których życie stanęło na głowie. Choć każdemu chciałbym poświęcić trochę miejsca, najbliżej mojego serca znajduje się kino[1]. Multipleksy zanotują olbrzymi spadek dochodów (i już wystosowały pismo o pomoc finansową do Ministerstwa Rozwoju), a tegoroczny sezon festiwalowy stoi pod znakiem zapytania. Dystrybucja kinowa straciła sens – jedynym rozwiązaniem pozostaje oferta online. Największe wyzwanie stoi jednak przed kinami studyjnymi. Skąd mają czerpać dochód? Czy istnieje jakikolwiek sposób przeniesienia kin studyjnych do zacisz naszych domów?

Żyjemy w kinie slow

Mamy więcej znaków zapytania niż odpowiedzi. Zupełnie nagle znaleźliśmy się w świecie, w którym ogólną niepewność można odczuć namacalnie[2]. Zupełnie nagle musimy zmierzyć się z życiem, które uległo dramatycznemu spowolnieniu. Owo doświadczenie jest łudząco podobne do kina slow, do filmowego neomodernizmu.

Żyjemy w atmosferze ciągłego niepokoju, w odosobnieniu. Zostaliśmy zepchnięci na finansowy margines. Czujemy nadchodzący kryzys, lecz jedyne, co możemy zrobić, to czekać. Zmienia się odczuwanie bycia w stadzie, w grupie. Znaleźliśmy się jednocześnie dalej od siebie, lecz mamy narzędzia komunikacji (czy potrafimy jeszcze z nich korzystać?) , które pozwalają nam na bliskość. Czy pamiętamy jeszcze jak funkcjonować w małych komórkach społecznych, na niewielkich przestrzeniach? Czy będziemy umieli zrezygnować z przebodźcowanego, pędzącego świata na tę krótką chwilę – w skali naszych żyć?

Albo więc zwolnimy, pozwalając sobie zahipnotyzować się światem, który tak jakby stanął w miejscu, albo oszalejemy, zmuszeni tańczyć szatańskie tango.


[1] Pomijając platformy streamingowe, dla których wirus jest jak żyła złota – w końcu funkcjonują one w świecie wirtualnym.

[2] Takiego globalnego efektu nie miały dotąd kryzysy ekonomiczne, wojny na Bliskim Wschodzie, ani realne zagrożenie katastrofą klimatyczną. Zadziałała dopiero groźba nagłej choroby połączona z niepokojem powodowanym przez brak podstawowych zdobyczy kapitalizmu – papieru toaletowego, środków higienicznych, słowem: wyznaczników dobrobytu.

Liked it? Take a second to support me on Patreon!
Become a patron at Patreon!

Mateusz Tarwacki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Patreon

Wesprzyj mnie na Patreonie!
Become a patron at Patreon!

Kinogawęda

Współprazuję z:

Laura Przybylska
Laura Przybylska

Archiwa