Site Loader

Drugi pełnometrażowy film młodej, szwajcarskiej reżyserki, wyróżniony Nagrodą Specjalną Jury w Locarno, w konkursie „Cineasti del presente” – poświęconym odkryciom i młodym twórcom z całego świata – to delikatne, poetyckie spojrzenie na nocną pracę w Tajpej, tętniącej życiem, rozwijającej się metropolii i stolicy Tajwanu. Nie tylko przyglądamy się obrazkom z życia pana Kuo i jego żony, Lin, lecz również możemy poczuć atmosferę dużego, azjatyckiego miasta nocą oraz jego obrzeży, czyli miejsc, gdzie natura zderza się z cywilizacją.

Nicole Vögele w swoim neomodernistycznym w duchu dokumencie nie szuka sensacji. Kamera nie znajdzie się tam, gdzie toczy się nocne życie, gdzie barwne kluby pękają w szwach od tłumów, ani nie będzie podążać ciemnymi alejkami, próbując znaleźć drogę do przestępczego półświatka. Swoje spojrzenie reżyserka kieruje w stronę mało atrakcyjnej pracy w nocnej knajpce. Pełnię głosu oddaje swoim bohaterom i miastu, sama ograniczając swoją rolę do milczącej, anonimowej obserwacji. Owa cicha obecność zaciera po sobie ślady, stając się niemal aktem voyeryzmu. To właśnie spojrzenie jest w Closing Time spoiwem łączącym obserwacje doświadczenia nieopłacalnej, trudnej pracy, próbę utrzymania się w warunkach dzikiego kapitalizmu i bezlitosny podbój natury przez cywilizację bezmyślnej konsumpcji. Pozamiejskie, zielone przestrzenie są w filmie Vögele tak jakby z porządku sennego, z półprzytomnych wizji tych, dla których nawet te pozornie bliskie miejskie granice są nieosiągalne.

Kadr z filmu

Młoda twórczyni potrafi wychwycić także coś co, jak się zdaje, jest powracającym motywem dalekowschodniego kina i ogólniej – elementem charakteryzującym społeczeństwa regionu. Tytułowy czas końca oznacza nie tylko moment zamknięcia skromnej restauracji, tuż przed świtem – przed wschodem słońca odpędzającym mroki nocy – lecz również zbliżanie się do kresu – rozpad świata, w którym rozpędzony kapitalizm nakazuje swoim trybikom rdzewieć w pozbawionej światła wiecznej nocy wypełnionej pracą. Kiedy pan Kuo po raz kolejny jedzie na targ, by kupić świeże warzywa i ryby, słyszymy jego rozmowę z handlarzem. Podobno, ze względu na suszę, zbiory były tak złe, że wszystkie towary sprowadzane są z importu. Magia długiego ujęcia na pojedynczy, malutki, świeży pęd pryska, kiedy kamera się oddala, pozwalając nam zobaczyć cały obraz: ów zielony listek wyrasta z przewalonego, gnijącego pnia zawalającego miejską drogę. Niedługo zostanie stąd zabrany.

Młoda reżyserka niby od niechcenia wychwytuje tego rodzaju pęknięcia w rzeczywistości nocnej egzystencji. Z jednej strony wypełnionej syzyfową pracą, z drugiej – pragnieniem życia w świecie, w którym nie brakuje światła słonecznego. Nie ma mowy o nadziei. Nie ma możliwości powrotu do dnia poprzedzającego noc (czy znamy coś poza ową nocą?). Jest tylko mgliste wyobrażenie, wizje tęsknoty za lepszym jutrem.

Powolna, piękna (choć ponura) poetyka Closing Time przywodzi na myśl z jednej strony „trylogię qatsi” Godfreya Reggio – niesamowite, muzyczno-liryczne studium kondycji współczesnego człowieka i świata – z drugiej, dzieła innej dokumentalistki lubującej się w kinie slow, Ulrike Ottinger. Vögele, podobnie jak Ottinger nie boi się dłużyzn i filmowej nudy. Pozwala oswoić się i z tempem życia w dużym mieście i z momentami wytchnienia, przypominającego łagodne, senne majaki. To film dla miłośników kina slow, tych, którzy lubują się w dalekowschodnim kinie, a także dla tych, których bunt przeciwko opresyjnemu porządkowi świata buzuje za spokojną, zmęczoną fasadą.

Światło pierwszych porannych promieni rozmywa się w ostatnich ujęciach filmu, w szaroburych falach morskiego przypływu. Nie sposób zgadnąć, czy miasto wiecznej nocy rozświetli kiedyś świt.

Liked it? Take a second to support me on Patreon!
Become a patron at Patreon!

Mateusz Tarwacki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Patreon

Wesprzyj mnie na Patreonie!
Become a patron at Patreon!

Kinogawęda

Współprazuję z:

Laura Przybylska
Laura Przybylska

Archiwa