Zdobywczyni nagrody dla najlepszego filmu podczas tegorocznego festiwalu w Rotterdamie, Shengze Zhu, zajmuje się w swoim Present.Perfect. dwiema kwestiami. Po pierwsze, kino jako sztuka według autorki obejmuje internetowe twory streamerów i użytkowników platform takich jak YouTube czy Twitch (oczywiście nagrania, z których złożony został film pochodzą z chińskich odpowiedników tych platform). W skrócie, stream jest gatunkiem filmowym. Zhu dokonawszy ogromnej pracy selekcyjnej pokazuje wycięte fragmenty streamów, sugerując, że być może owe platformy nadały dziesiątej muzie walor prawdziwie demokratyczny.
Po drugie, za pomocą kolażu złożonego z nagrań kilku streamerów, reżyserka opowiada o chińskim społeczeństwie, samotności w sieci i wykluczeniu społecznym. Present.Perfect mimo wszystko ciężko nazwać dokumentem. W gatunku takie wtargnięcie w prywatne życie ludzi jest zawsze agresywne i odważne. Stream natomiast jest dobrowolnym aktem ekshibicjonistycznym – to już nie jest podglądactwo, tylko obnażenie i otwarte zaproszenie do tego świata.
Kwestia, nad którą zastanawiałem się, widząc kątem oka opuszczających – podczas trwania filmu – salę widzów, to pytanie, czy forma zaproponowana przez twórczynię jest w stanie funkcjonować w przestrzeni kinowej. W końcu steramy ogląda się zwykle w bardzo różnych miejscach i w bardzo różnych okolicznościach, często nie patrząc wcale na ekran, a jedynie słuchając ulubionego streamera. W kinie jesteśmy przywiązani do fotela, a nasza uwaga jest wymuszona. Ingerencja w wolność uwagi widzów musi być bolesna. Nie dziwi więc rezygnowanie z seansu.
Jeśli jednak zdecydujemy się wytrzymać, dostaniemy w zamian charyzmatyczny obraz sytuacji społeczno-ekonomicznej Chin, widzianej indywidualnymi oczami różnych osób. Wśród nich znajdzie się operator dźwigu, 23-letnia dziewczyna pracująca w fabryce bielizny i opiekująca się córką brata lub też człowiek po poważnych poparzeniach spowodowanych pożarem, z którego cudem się uratował.
Nie chodzi tylko o opowieści z życia i kreślenie odbicia ponurego obrazu rzeczywistości. Oto w wąskim kadrze kamerek używanych przez bohaterów filmu rzadko mieści się coś poza nimi samymi. Tak jakby doszło do skoku cywilizacyjnego i większość osób wgrała się w wirtualną chmurę. Lub może nastąpił już koniec ludzkiej cywilizacji i pozostały jedynie puste twarze i archiwalne zapisy nagrań na żywo przed ekranami komputerów.
Present.Perfect. nie ogląda się lekko. Tym, którzy wytrzymają seans, każe się zastanowić nad związkiem między przyszłością kina rozumianego jako technologii wyrazu i komunikacji a przyszłością cywilizacji. Kino wydaje się zataczać pełny krąg. Czym była w końcu wczesna kinematografia, jeśli nie nagraniem?