Pamiętam, jak kilka lat temu na Nowych Horyzontach pokazywany był film Zrujnowane serce, wcześniejsze dzieło filipińskiego, niezależnego artysty. Obecny na festiwalu Khavn przywitał wtedy widzów seksistowską tyradą o tym, że wszystkie widzki na sali są kurwami, a wszyscy mężczyźni gangsterami, którzy mają te kurwy ujarzmiać. I sama poetyka tego nietrafionego wywodu i film, były obliczone na ciężki szok.
Przyznaję, nie wiedziałem wtedy, na co się piszę. Szoku jednak nie doznałem, wychodziłem natomiast dość mocno podirytowany tym, że zobaczyłem projekcję, którą można dopisać do słownikowych przykładów właściwego użycia słowa „pretensjonalny”. Kiedy szybkim i zdenerwowanym krokiem wychodziłem z sali na czele części widzów mających podobne co ja zdanie, wpadłem na charakterystyczną figurę reżysera, ubranego w wiecznie jaskrawe, hawajskie koszule. Khavn najwyraźniej zapamiętał ten incydent, ponieważ na sensie innego filmu, kiedy zauważył moją obecność, nie omieszkał pokazać mi środkowego palca. Gest miał w sobie dużo gracji, a sytuacja zapewne dla nas obu była zabawna.
Od tamtej pory unikam filipińskiego artysty i obiecałem sobie, że będę omijał jego filmy. Kiedy jednak zobaczyłem, że podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego będzie pokazywany jego nowy film, nie mogłem się powstrzymać. Być może skrycie liczyłem na drugi środkowy palec lub coś, co faktycznie wywołałoby we mnie ciężki szok. Mimo że reżysera widziałem na ulicy, chyba mnie nie poznał. Nic to, uznałem, że może film da mi oczekiwany efekt.
Pomyliłem się, było zupełnie inaczej. Tym razem, mimo pokrewności z poprzednim dziełem, jeżeli chodzi o oryginalny styl, unikalną pracę kamery i obecność przestępców i policjantów, było bardzo spokojnie. Więcej, udało się artyście przywołać wyjątkową atmosferę nocnej Manilli i ulicznego niepokoju, nieustannie towarzyszącego życiu w pełnym chaosu mieście. Dwójka policjantów wiezie przestępców, przeciskając się przez gęstą ciemność miasta. Więcej jest formy niż treści, ale to Khavnowi dobrze wychodzi. Zresztą, chcąc dogłębnie poznać historię i specyfikę Filipin, zawsze można sięgnąć do Lava Diaza. To samo u bezkompromisowego Khavna to wątki niewiele znaczące, zaledwie sugestie.
Kamera z ręki nadużywana w Zrujnowanym sercu pozostawiła mnie z bólem głowy, tym razem stała się częścią składową, doskonale obrazującą pokawałkowanie i niebezpieczność miasta-monstrum i tych, którzy żyją w ciemności (być może to zasługa innego operatora).
Pewnego szoku więc doznałem! Mimo że nie spodziewałem się niczego dobrego, dostałem całkiem miłą, wizualną ciekawostkę. Choć po Bambusowych psach pozostało mi dobre wrażenie, z Filipińczykiem się nie przeproszę. Co prawda udało mu się pokazać z lepszej strony, ale gdzie ten środkowy palec?