13. Festiwal Filmowy Pięciu Smaków: każdy balon musi pęknąć
Tybetański twórca przygląda się konfliktowi wynikającemu ze spotkania zwyczajów, wierzeń i konserwatywnej kultury z chińską polityką jednego dziecka.
Tybetański twórca przygląda się konfliktowi wynikającemu ze spotkania zwyczajów, wierzeń i konserwatywnej kultury z chińską polityką jednego dziecka.
Zaśpiewaj to, Bulbul opowiada o tragedii utraconej młodości, odebranej przez konserwatywne społeczeństwo. Dorastanie, choć zmierza swoim naturalnym torem – pojawiają się pierwsze, niewinne miłostki, spojrzenia, spotkania – zostaje brutalnie wstrzymane.
Choć SABU podąża utartymi ścieżkami – portret emocjonalnego zabójcy nie jest niczym nowym – robi to na najwyższym poziomie, łącząc gatunki co najmniej tak sprawnie, jak Bong Joon-ho (Parasite, Snowpiercer) i udowadniając, że posługiwanie się i zabawa ogranymi wzorami narracyjnymi nie muszą być czymś złym.
Fruit Chan rozkoszuje się w swoim filmie przemocą wobec kobiety. Mimo że sam utrzymuje, że jego film nie jest anty-feministyczny, ciężko nie odnieść wrażenia, że jest co najmniej obraźliwy. Bohaterowie nie wywołują sympatii. To problem, ponieważ odbiegają od normy. Jeden jest kaleką, drugi głupcem, trzeci niedorajdą. To ten sam inny świat, który zdążyliśmy poznać we wcześniejszych filmach twórcy. Tym razem jednak jest to świat, który wywołuje więcej pogardy niż współczucia czy zainteresowania.
Dlaczego beneficjent systemu, w którym mężczyźni czują się jak pączki w tłuszczu, miałby przejmować się losem swojej bohaterki – poza tym, że temat prawie na pewno chwyci? Midi Z potrafił jednak sprawić, że jego film kupuję w ciemno.
Zdolność do wzruszeń na sali kinowej ma stosunek odwrotnie proporcjonalny do ilości obejrzanych filmów i doświadczenia. Skuteczność obrazu w tej dziedzinie niekoniecznie oznacza, że mamy do czynienia z arcydziełem, ale każda łza uroniona w ciemnej sali pełnej nieznanych ludzi jest momentem wyjątkowym. Dlatego – zamiast klasycznego podsumowania roku w kinie – lista moich dziesięciu wzruszeń.
Opierając scenariusz filmu na mandze autorstwa Kyoko Okazaki o tym samym tytule, opowiada o grupie nastolatków obarczonych problemami dojrzewania. Akcja ma miejsce w latach 90., tj. w pierwszym bardziej kryzysowym momencie dla Kraju Kwitnącej Wiśni.
Idąc drogą swoich kolegów po fachu, Yeo Siew Hua podejmie temat samotności, alienacji społecznej, niemożności komunikacji (które to motywy znamy doskonale na przykład z kina Tsai Ming-lianga), a także efektów ekspansji – w tym wypadku również terytorialnej – dzikiego kapitalizmu (Zhangke Jia mógłby się uśmiechnąć).
Film wietnamskiego twórcy to estetyczny, romantyczny snuj o relacji dwóch mężczyzn: windykatora długów, Dunga, pracującego dla lokalnej lichwiarki i aktora tradycyjnej opery cai-luong, Linh-Phunga.
Mord jest filmem stworzonym niewielkim nakładem, lecz mimo skromności zachowuje wysoką staranność i dokładność – pojedynki prezentują się realistycznie (podobno reżyser spędził kilka miesięcy ćwicząc walkę mieczem, by dobrze wypaść w roli mistrza), a w pracy kamery czuć modernistyczną doniosłość znaczeń.