Site Loader

Kiedy ogląda się jakiś reżyserski debiut lub styka się z twórcą lub twórczynią po raz pierwszy, ryzykuje się niewypałem. Da się to przełknąć, to loteria. Ale kiedy idzie się na film – nawet mimo sygnałów ostrzegawczych – kogoś, kogo się zna, lubi i ceni, a potem ten film okazuje się klapą, to tak, jakbym i ja poniósł porażkę.

Mam słabość do Naomi Kawase od kiedy zobaczyłem Zawsze wodę z 2014, a rok później (oczywiście!) Kwiat wiśni i czerwoną fasolę. Potem dogrzebałem się do jej starszych filmów. Wszystkie, mniej lub bardziej, trzymały się podobnej poetyki. Zderzania ze sobą kultury i natury, samotności i przemijania. Japońska reżyserka potrafiła zachwycić wspaniałym okiem do naturalnych przestrzeni i światła (np. Las w żałobie), a także mądrą, subtelną poezją (Moe no suzaku). Metafizyczne wycieczki nie były niczym złym, stanowiły spójną część tworzonych przez nią światów, jej wizji.

Tym razem jest inaczej. Wizja, zamiast wprowadzać w stan zadumy, jak przystało na styl transcendentny, zwyczajnie śmieszy. Najpierw niezręcznie, a potem żenująco. Zamiast delikatnej poezji, mamy truizmy o życiu rodem z Coelho. Nawet ładne widoczki nie są w stanie tego złagodzić (a już na pewno nie ujęcia z drona!). Odnoszę wrażenie, że temu filmowi dobrze zrobiłoby milczenie, więcej ciszy. Być może Kawase zapomina o tym, że w naturze, a zwłaszcza, pięknych, gęstych lasach, tkwi dużo więcej tajemnicy niż w zmyślonej historyjce o tysiącletnim, magicznym grzybie o nazwie, która spokojnie mogłaby być marką kosmetyków (wyobraźcie sobie Juliette Binoche w reklamie „Vision” w stylu kosmetyków z Paryża).

Warszawski Festiwal Filmowy – materiały prasowe

Co więcej, powiedzieć, że to film podsumowujący twórczość reżyserki, byłoby ogromną przesadą. Nie, to nie podsumowanie, to coś na kształt autoplagiatu modyfikowanego na kolanie. Chodzi nie tylko o las (wielka szkoda, że nie w żałobie). Jeśli przypomnimy sobie Nanayomachi z 2008 roku, stanie się jasne, że japońsko-francuski mariaż nie jest niczym świeżym (wtedy Grégoire Colin i Kyoko Hasegawa, teraz Binoche i Masatoshi Nagase).

Mimo wszystko nie mogę odebrać Kawase tego, że wciąż potrafi pięknie posługiwać się światłem i wciąż posiada sokole oko do piękna natury. Sekundowe może ujęcia na ziołowe ciastko i później na makaron i sałatkę każą też zatęsknić za Kwiatem wiśni i czerwoną fasolą. Uważny widz mógł zapewne przewidywać, że japońska twórczyni niekoniecznie jest ostatnio w formie, szczególnie po Blasku z zeszłego roku. Jeszcze nagradzany, ale już mocno nierówny, toporny i naiwnie romantyczny.

Wielka szkoda, że ostatnie dzieła Japonki tak mocno zboczyły w stronę irracjonalnej metafizyki. Mam jednak doskonałe zastosowanie dla Wizji – wystarczy wyłączyć dźwięk i korzystać z tego filmu jak z wygaszacza ekranu.

Liked it? Take a second to support me on Patreon!
Become a patron at Patreon!

Mateusz Tarwacki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Patreon

Wesprzyj mnie na Patreonie!
Become a patron at Patreon!

Kinogawęda

Współprazuję z:

Laura Przybylska
Laura Przybylska

Archiwa