Zwycięzca konkursu głównego na tegorocznym festiwalu w Berlinie, Zło nie istnieje Mohammada Rasoulofa, łączy w sobie to, co charakterystyczne dla kina irańskiego (wysokie poczucie realizmu, kamera blisko ludzi) z elementami wnoszącymi powiew świeżości dla filmów regionu (odejście od autotematyzmu na rzecz odważnego, wyraźnego, a wręcz bezpośredniego – sic! – aktywizmu politycznego). Oto Rasoulof nie ukrywa się za metaforami społecznymi i nie wodzi się z systemem za nos. Opowiada w swoim filmie o karze śmierci.
Zło nie istnieje zostało podzielone na kilka opowieści, z których każda prezentuje inną, krytyczną wobec tematu perspektywę. Za pomocą mikro-historii twórca skupia się na moralności oraz implikacjach, jakie na jednostkę (egzekutorów, którzy niekoniecznie chcą wykonywać karę, lecz niekoniecznie mają wybór) ma instytucjonalny, najwyższy z możliwych wymiar kary oraz życie w despotycznym kraju. Choć nie wszystkie scenariusze stworzone przez Rasoulofa są prawdopodobne w rzeczywistości i niejednokrotnie można odnieść wrażenie szantażu emocjonalnego, to trzeba przyznać, że jako swoisty manifest polityczny, Zło nie istnieje jest filmem skutecznym, angażującym i prowokującym myślenie.

Twórca pokazuje Iran pełen strachu, przymusu, braku wyboru i perspektyw na przyszłość. Oto by móc podjąć pracę, wyrobić sobie prawo jazdy lub paszport, by móc wyjechać z kraju, trzeba odbyć służbę wojskową. Co, jeśli w ramach owej służby młody poborowy trafi do bloku odpowiedzialnego za przeprowadzanie egzekucji? Co, jeśli będzie musiał spojrzeć skazańcowi w twarz? Co, jeśli ów więzień nie został skazany na śmierć za morderstwo lub zbrodnię podobnej wagi, lecz za poglądy polityczne? A co, jeśli wykonanie kary jest jedyną drogą ucieczki z rozdzieranego paradoksami kraju i szansą na normalne życie?
„Kto stanowi prawo”, pyta jedna z bohaterek filmu „W twoim «nie» jest twoja władza”. Rasoulof stara się przekonywać widzów o indywidualnej sprawczości, o sensie podejmowania trudnych moralnie decyzji, o potrzebie walki z despotycznym państwem. Nic więc dziwnego, że mając moralną siłę przebicia, Zło nie istnieje udowadnia wciąż mocną pozycję kina irańskiego jako jednego z ulubionych kierunków filmowych Europy.
Można zastanowić się nad pytaniem – czy szantaż emocjonalny, niezależnie od tego, jak bardzo zgrabny i świadomy bądź nie, jest kierowany bardziej do widza zachodniego, który z pozycji wygodnego fotela może delektować się swoimi z trudem wyciśniętymi łzami współczucia, czy może do samych Irańczyków, którzy chcąc mieć styczność z nieocenzurowanym kinem, muszą korzystać z filmowego, dystrybucyjnego podziemia?
Jako filmowy przykład moralnego dylematu wagonika, Zło nie istnieje jest dziełem elektryzującym i uniwersalnym. Choć można odnieść wrażenie, że Rasoulof tworzy w „europejskim” stylu, należy również zwrócić uwagę na warunki, w jakich powstał jego film. Po canneńskiej premierze swojego poprzedniego filmu, Uczciwego człowieka z 2017 roku, reżyser dostał dożywotni zakaz filmowania oraz roczną karę w więzieniu. Mimo przeciwności zdołał zrealizować swój projekt w pełnym świetle, w pełnym wymiarze (być może dzięki podziałowi na krótsze opowieści – irańska cenzura większą uwagę zwraca na pełne metraże), a jego głos wybrzmiał pewnie, zdobywając uznanie w Berlinie. Tak wielkie zaangażowanie, głośny sprzeciw[1] i ryzykowanie życiem, artystycznym i prywatnym, zasługuje na najwyższy szacunek. Tytuł filmu Rasoulofa brzmi w tym kontekście niezwykle pokornie: wszak zło istnieje naprawdę i to z nim odważnie stara się walczyć twórca.
[1] Tak inny od wieloletnich zmagań Jafara Panahiego, poszukującego coraz to nowych sposobów na realizowanie filmów „pod stołem” – jak np. jego ironiczne dzieło z 2011 roku, To nie jest film.