Diamantino jest zdecydowanie jedną z kuriozalnych perełek pokazywanych na tegorocznej edycji Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Portugalski film ogląda się trochę jak kolaż filmików na youtube, zmodyfikowanych dodatkowo przez zdolnego, internetowego artystę. Współczesne kino atrakcji – puszyste pieski, gwiazda piłki nożnej (Diamantino ewidentnie jak Christiano) i reklamy – miesza się z gorącymi tematami Europy: uchodźcami, skrajną prawicą i środowiskiem LGBT. Wszystko to podane na oniryczno-zabawnej zastawie sympatycznych efektów specjalnych (np. większe niż bramka pieski w różowych kłębach chmurek wyglądających jak wata cukrowa).
Brzmi to absurdalnie, a jednak jest w tym pewna metoda. Mozaika na pierwszy rzut oka złożona z niedopasowanych elementów, w odpowiednim oddaleniu okazuje się bardzo spójna. Oto niegrzeszący inteligencją, oderwany od rzeczywistości Diamantino staje się doskonałym symbolem charakteru współczesnej Europy. Po pierwsze, bohater żyje marzeniem i w marzeniu, jest odcięty od rzeczywistości i nierozumiejący jej, ale też chroniony od tej rzeczywistości przez rodzinę i autorytet ojca-trenera. Kim są uchodźcy, pyta Diamantino swojego ojca. To uciekający jeźdźcy wzburzonych fal, odpowiada ojciec, podtrzymując bajkową bańkę świata swojego syna.
Po drugie, tożsamość seksualna (a właściwie także i płeć) bohatera nie jest jasna. Odkrywa ją (rosnące piersi) powoli i stara się ją zrozumieć. Ta płynność płciowa jest czymś bardzo delikatnym, jeszcze sprzed porządku dojrzałości. Jest potrzebą zrozumienia, akceptacji i miłości, której Diamantino niewiele w rodzinie doświadcza. Złe siostry bliźniaczki (sic!) wykorzystują do swoich niecnych celów jego niewinną wrażliwość, oderwanie i cóż, brak inteligencji, hamując jego indywidualny rozwój.
Po trzecie, żyjąc w pewnego rodzaju intelektualnej izolacji, bohater staje się podatny na manipulacje. Dziecinna naiwność i radość z życia nie pozwalają dostrzec mu ukrytych znaczeń i treści, które każe mu powtarzać reżyser reklam lub tego, co kryje się za badaniami dr Lamborghini (Diamantino odczuwa jedynie dyskomfort).
Powoli jednak w psychoanalityczno-romantycznej relacji z adoptowanym synem-uchodźcą (w rzeczywistości agentką-lesbijką) odkrywa znaczenie płci (zarówno biologicznej jak i kulturowej), miłości i seksualności, a także tego, skąd płynie prawdziwe zagrożenie. Dająca się lubić prostolinijna postać piłkarza-celebryty – i jednocześnie narratora filmu – prowadzi widza przez skomplikowane rozterki współczesnego świata, w którym ciężko się odnaleźć i z satyrycznym, senno-absurdalnym zacięciem edukuje. I robi to skuteczniej niż najlepszy wykład.
Gabriel Abrantes i Daniel Schmidt wykonali świetną robotę, dekonstruując rzeczywistość i wykorzystując do tego to, co w Internecie najlepsze i najniższe: słodkie zwierzątka i wesołą-głupotę codziennych spektakli. Właśnie tak należy łamać granice widzialności.