Site Loader

Nie ma co się łudzić. Kino wojenne prawie nigdy nie jest pozbawione stronniczości, a dehumanizacja wroga przedstawionego na ekranie czai się tuż za rogiem. Nie zawsze, oczywiście, tak musi być. Wybitnych przykładów nie trzeba szukać daleko na Zachodzie (myślę wojna, widzę Czas Apokalipsy z 1979 i Pełny magazynek z 1987), samo kino rosyjskie ma przebogatą tradycję, jeżeli chodzi o opowieści o wojnie. Wystarczy wspomnieć arcydzieło eisensteinowskiego montażu, Pancernik Potiomkin z 1925 roku, czy Lecą żurawie Michaiła Kałatozowa z 1957 roku – być może najbardziej poetycki obraz o wojnie, jaki kiedykolwiek powstał.

Pavel Lungin w swoim Braterstwie próbuje przedstawić obraz radzieckiej interwencji w Afganistanie i doświadczenia zarówno zwykłego żołnierza, jak i oficerów ze szczytu dowódczego łańcucha. Próbuje przedstawić bohatera zbiorowego, jednocześnie zwracając uwagę na pojedyncze postaci. Próbuje opowiadać o ludzkiej twarzy żołnierzy, mających zwykłe pragnienia i zwykłe słabości, jednocześnie krytykując ich zachowania podczas niesławnej demobilizacji radzieckich sił w Afganistanie w 1989 roku. Próbuje w końcu kręcić swój film w sposób dynamiczny, jak kasowy zachodni film akcji, a jednocześnie znaleźć czas, żeby zatrzymać się nad tragediami jednostek i ogólną refleksją na temat wojny.

Owo bycie pomiędzy jest chyba głównym problemem reżysera. Braterstwo, jak to bywa w przypadku filmów opartych na faktach, rości sobie prawo do mówienia o tym, jak było naprawdę. I Lungin zdaje się mieć naprawdę dobre chęci[1]. Opiera swój film na prostym napięciu związanym z uciekającym czasem, Oto przyszedł rozkaz demobilizacji, ale pilot – będący synem generała – został porwany przez Afgańczyków. Zaczyna się wyścig z czasem i walka między prywatnym interesem a dobrem zwykłych żołnierzy i lojalnością wobec państwa. Grupa specjalna zostaje wysłana z zadaniem uwolnienia syna generała.

Chęć opowiadania o tym, jak było naprawdę, staje się kulą u nogi twórcy. Tym wyraźniej widać, jak mocno reżyser przerysowuje rzeczywistość. Ludzka twarz żołnierzy będzie niebezpiecznie balansować na granicy głupoty i zbrodni wojennych. Subtelna krytyka zamieni się w niepełną wizję kogoś, kto na siłę stara się mówić o ważnych tematach, celowo lub ignorancko pomijając fakty (łamanie prawa w czasie wojny jest normą, wcale nie tylko wśród rosyjskich żołnierzy; Lungin zupełnie pomija to, że w ramach interwencji bardzo rozbudowano afgańską infrastrukturę oraz wprowadzono liberalne prawa, które np. wprowadziły kobiety do życia publicznego oraz położyły kres przymusowym małżeństwom[2]. Zresztą, kompletnie pomija politykę i kwestie społeczne, zupełnie skupiając się na żołnierzach i krytyce chwiejącego się w posadach ZSRR).

Wpływ wielkich mocarstw na bliskowschodnie państwa to temat, który zasłużył na coś więcej niż kolejny płytki obraz o wojnie, który – choć efektownie nakręcony – uprawia żonglerkę prawdą tylko po to, by dać prztyczka w nos władzy. Lungin zawisł więc w Braterstwie gdzieś pomiędzy Wschodem i Zachodem – czyli nigdzie.


[1] W filmie pojawia się postać dziennikarza, który dołącza do grupy specjalnej, aby kręcić jej działania i pokazać „twarze zwykłych żołnierzy”. Lungin ewidentnie projektuje się na tę postać, korzystając z kręconych przez nią ujęć.

[2] Inna sprawa, oczywiście, że dokonywano zabójstw politycznych. Chcę przez to powiedzieć, że – w przeciwieństwie do wydarzeń przedstawionych w Braterstwie – rzeczywistość była naprawdę kompleksowa.

Liked it? Take a second to support me on Patreon!
Become a patron at Patreon!

Mateusz Tarwacki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Patreon

Wesprzyj mnie na Patreonie!
Become a patron at Patreon!

Kinogawęda

Współprazuję z:

Laura Przybylska
Laura Przybylska

Archiwa